Zdrowie to coś, co zgodnie ze znanym cytatem Dalaj Lamy najpierw tracimy, żeby zdobyć pieniądze, a później staramy się je odzyskać i te pieniądze wydajemy. Wydaje się więc, że jest to coś związanego z pieniędzmi, a w każdym razie lepiej być bogatym w momencie, kiedy już zdrowie stracimy. Mam dobrą wiadomość – jest kilka środków na to, żeby jednak je zatrzymać, a w każdym razie nie poświęcać go tak szybko. Nie są one zbyt popularne, ale za to łatwe do zdobycia i całkowicie darmowe. Nawet nie trzeba nigdzie się rejestrować. Są to:
1. Powietrze
Oddychanie to tak automatyczny odruch, że zupełnie o nim zapomnieliśmy. Oddychamy zwykle bardzo płytko w porównaniu z naszymi możliwościami i na ogół nie wykorzystujemy nawet w połowie dostępnej powierzchni naszych płuc. Do tego jak tak dobrze powąchać to, czym właściwie oddychamy na ulicach, przynajmniej mieszkańcy miast, odjąć cały czas, który spędzamy w klimatyzowanych pomieszczeniach wdychając coś, co jest właściwie sztuczne, i dodać do tego jeszcze papierosy, którymi często beztrosko umilamy sobie czas, to wychodzi, że nasze płuca dawno nie widziały prawdziwego naturalnego powietrza. Nie mam tu zamiaru wysmętniać się nad tym, jak to każdy powinien rzucić palenie papierosów, bo sama mam ich sporo na koncie. Natomiast weź pod uwagę, że ilość tlenu, którą dostarczamy organizmowi i wszystkim jego komórkom, jest mocno powiązana z szybkością starzenia, a jego niedobór – z podupadaniem na zdrowiu. Im głębiej będziesz oddychać, im częściej będziesz przebywać na dworze, poza centrum miasta, tym będziesz młodszy w środku i na zewnątrz. Będzie ci się lżej myślało i lepiej spało. Możesz zacząć od tego, żeby codziennie się przewietrzyć. Na pewno masz gdzieś tam jakiś fajny park. Warto przy okazji trochę wyprostować klatę, po to, żeby płuca miały więcej miejsca i mogły przyjąć więcej eliksiru młodości za jednym zamachem. Siedzący tryb życia temu nie sprzyja, spróbuj zrobić porządny wdech będąc zgarbionym, a później wyprostowanym, to zobaczysz o co mi chodzi. Na dłuższą metę te dodatkowe parę centymetrów sześciennych płuc do wykorzystania robi wielką różnicę. No i przemyśl te fajki, wiem, że lubisz, że twoja babcia całe życie paliła i dobiła setki i tak dalej, ale te nowe zmarszczki, które ostatnio widziałaś w lustrze, to właśnie od nich.
2. Woda
To prawda – woda nie jest tak zupełnie za darmo. Ale raczej nie możemy sobie pozwolić na to, żeby z niej zrezygnować z braku funduszy. Jest podstawowym budulcem naszego organizmu. Nasze ciało to właściwie czysta woda, obudowana tkankami ze wszystkich stron. Kilka procent ubytku i już robi się ciężko, jest zmęczenie, zamulenie, nerwy, coś złego dzieje się z nami, nie jesteśmy sobą. Nie muszę chyba dodawać, że w ciele przez dłuższy czas odwodnionym błyskawicznie pojawiają się problemy. To nie Sprite ma walczyć z naszym pragnieniem, ani inne marketingowe wynalazki, tylko po prostu woda. Bez żadnych dodatków, bąbelków, barwników, cukru czy supermodnego truskawkowego smaku, zupełnie zwyczajna woda, nawet nie mineralna, zwykła z kranu albo ta za 60 groszy z Biedy. Dwa litry czystej wody dziennie powinny załatwić sprawę. W upalne dni i podczas większego wysiłku raczej nie uda ci się z nią przesadzić. Z tym, że nie masz usiąść i wypić tych dwóch litrów na jeden raz, bo to może być groźne, tylko spakować sobie butelkę do plecaka czy torby i tak z nią chodzić. Pamiętaj o regularnym tankowaniu. Kiedy tylko masz ochotę, a zwłaszcza gdy czujesz zmęczenie, rozkojarzenie czy chce ci się coś, a nie wiesz co – pociągasz łyka. Dzięki temu, że cały czas uzupełniasz płyny, nie tylko nie grozi ci odwodnienie, ale też wypłukujesz na bieżąco toksyny, które dzięki naszemu środowisku zawsze się znajdą. Nie będziesz też niepotrzebnie przesadzać z żarciem, które czasem bierze się do ust, kiedy w rzeczywistości chce się pić. Po pewnym czasie picia czystej wody przestanie ona być taka bez smaku. Za to słodzone napoje zrobią się jakieś przesadne, nawet niesmaczne. Możesz też zaczynać każdy dzień od szklanki-dwóch czystej wody, która odmuli cię na dzień dobry i zafunduje ci dobry poranek. Brzmi może trochę głupio, ale z czasem zobaczysz, że działa.
3. Słońce
Ostatnio trafiłam na stronę Akademia Witalności i w jednym z genialnych artykułów, których tam pełno, wyczytałam coś, co potwierdziło moje podejrzenia, od dawien dawna krążące mi pod kopułą. Słońce to życie. Wszystkie ziemskie organizmy mające dostęp do słońca zostały tak skonstruowane, żeby mogły czerpać z niego siły życiowe. Obecnie wizerunek słońca w mediach jest taki, że jest złe, śmiercionośne i powoduje raka skóry. Najlepiej się przed nim na stałe schować pod filtrami UV. Jednak jak wiele trendów, również i ten może nam wyjść bokiem. Przebywanie na słońcu wzmaga produkcję witaminy D, bardzo ważnej substancji, której niedobór wywołuje całą gamę chorób, powikłań i upierdliwości, od depresji po raka, w tym właśnie raka skóry! W dodatku praktycznie wszyscy cierpimy na niedobór tej witaminy. Dlatego, korzystając z tego, że jest lato, może jednak warto wybrać się na kocyk na łączkę albo chociaż wystawić sobie krzesełko na balkon, i nie smarować się tym razem filtrem 50, tylko zwyczajnie zadbać o nawilżenie skóry. Rośliny pełną parą czerpią ze słońca, zwierzęta instynktownie uwielbiają się na nim wygrzewać. Róbmy to i my. W końcu nikt nam nie każe od razu spiekać się na ciemną czekoladę (albo czerwonego prosiaczka, zależnie od karnacji). 🙂
4. Zdrowy ruch
„Sport to zdrowie!” – słyszałeś w dzieciństwie. Myślisz, że to prawda? Spójrz na zawodowych sportowców i ich poprzeciążane stawy, przerośnięte mięśnie obciążające serce, nie mówiąc już o mniej i bardziej poważnych kontuzjach. Nasza kultura nie dba o równowagę, u nas więcej, mocniej, szybciej równa się lepiej. Najwyżej po drodze kopniesz w kalendarz. Oczywiście to, że wykonujesz swój ukochany sport, będący źródłem pasji, na pewno jest ważnym elementem twojego życia. Natomiast ze zdrowiem nie zawsze się to łączy, co pewnie wiesz sam. Tak samo jednostajny, powtarzany setki razy ruch, czy to w pracy czy na aerobiku, może i spala kalorie, może jest źródłem endorfin, no i ostatecznie nie siedzisz cały czas na tyłku, ale tyrasz się, nadwyrężasz, zamieniasz się w konia wyścigowego lub pociągowego. Co jest zdrowe w takim razie? Szukaj takiego ruchu, który dba o balans w ciele, o słuchanie jego potrzeb i o jego równomierny rozwój, we własnym tempie, a nie w klimacie współzawodnictwa, który bardzo krzywdzi jednostki potrzebujące więcej czasu. Jeśli masz jakąkolwiek kontuzję, jakikolwiek problem z grupą mięśni czy kości, to znaczy, że robisz to źle. (Sama parę razy chodziłam ponaciągana i ciekawe, że dla sportowców jest to coś, czym można się chwalić, bo to znaczy, że dajesz z siebie wszystko, a dla mnie była to nauczka, żeby następnym razem posłuchać ciała i nie kazać mu robić czegoś, na co nie jest gotowe.) Jakieś konkrety? Chyba nie muszę objaśniać, że joga jest idealna, żeby nauczyć się zachowywać harmonię. Dla osób o kondycji za słabej na jogę może być pilates. Doskonały jest taniec (byle nie wyczynowy – nie chodzi o salto mortale), dla osób spokojniejszych świetne jest tai chi (wypróbowałam i polecam) czy qi gong, czytałam też o licznych zaletach nordic walking. Do najprostszego zdrowego ruchu zalicza się spacer, najlepiej taki, w którym poza chodzeniem trochę się poprzeciągasz we wszystkie strony. Ruch poza oczywistym wzmacnianiem i dotlenianiem mięśni, co dodaje siły, zadba nam też o narządy wewnętrzne, nad którymi zbyt wiele się nie zastanawiamy na codzień, a jednak gdy je naprawdę zaniedbamy, to powodzenia z lekami, szpitalami, przeszczepami i pozdro dla ekipy z firmy pogrzebowej. Tak na marginesie, chcesz wiedzieć, jaki jest najlepszy sposób na pięknie ukrwione i dotlenione organy wewnętrzne i doskonałe samopoczucie? Codzienne kilkuminutowe stanie na głowie. Ale możesz na razie zacząć od spaceru:)
5. Święty spokój
To chyba najtrudniejszy do zdobycia ze wszystkich wymienionych tu środków. Paradoksalnie wymaga najmniej wysiłku, wystarczy usiąść w samotności i nic nie robić. W praktyce robimy wszystko, żeby tylko tego spokoju nie mieć. Zapełniamy sobie czas po brzegi, każdą wolną godzinkę koniecznie musimy zagospodarować, bo inaczej coś każe nam mieć wrażenie, że czas przecieka przez palce, a my nic. Nieustająco aktywne życie towarzyskie, zawodowe i rodzinne stało się tak wysokim priorytetem, że zapomnieliśmy, że trzeba też czasem zwyczajnie odpocząć. I to nie, że można. Trzeba, bo za długotrwały, nadmierny wysiłek prędzej czy później słono zapłacimy. Zbyt szybkie tempo życia to chyba nasza najpopularniejsza cywilizacyjna przypadłość. A razem z nią idą w parze wszystkie depresje, nerwice, wrzody, wylewy i zawały. Poza tempem życia zwróć też uwagę, z czego się ono składa, czy nie ma tam jakiejś trucizny, którą regularnie sobie dawkujesz. Ogranicz toksyczne towarzystwo i aktywności, które wyprowadzają cię z równowagi, odetnij się od nich całkowicie, jeśli tylko tak zyskasz spokój, nawet, jeśli wiązałoby się to ze zmianą pracy czy przyjaciół. To ważne, bo później będziesz narzekać, że życie wpędziło cię w chorobę, podczas gdy sam masz na to decydujący wpływ! Nie chodzi o to, że masz zmieniać się teraz w jakiegoś lenia. Po prostu oczyść swoje życie ze śmieci i znajduj chwile, kiedy będziesz mógł sobie w samotności usiąść i wziąć głęboki oddech. Tak, żeby nikt ci nie przeszkadzał i żebyś sam sobie też nie przeszkadzał przypominaniem o tym, co jest do zrobienia. Możesz nauczyć się medytować. Ale o tym innym razem.
Najlepiej to wszystko oczywiście połączyć, wziąć butelkę wody, wygodny strój i urządzić sobie sesję tai chi w parku:) Ale najważniejsze jest wytrwać i wyrobić sobie zdrowe nawyki. Te wszystkie składniki na dłuższą metę mają rewelacyjne działanie, ale po jednym razie najwyżej będzie ci się chciało sikać od dużej ilości wody i dostaniesz kaszlu po głębokim oddychaniu bez papierosa. I skurczu łydki od trikonasany (ostatnio co idę na jogę, tam jakiś mało rozciągnięty pan dostaje skurczu robiąc utthita trikonasanę. Ot, taka dygresja dla wyjogowanych, jeśli nie wiesz, o co chodzi to sobie wygoogluj albo olej temat – o tym też będzie kiedy indziej:)). Systematyczność jest kluczem do powodzenia i do zauważenia jakichkolwiek efektów. Oczywiście naiwne byłoby myślenie, że od samego oddychania będziesz już idealnie zdrowy do końca swoich dni i nie sugeruję tego. To po prostu dobry sposób, żeby niepotrzebnie nie zwalać sobie dodatkowych problemów na głowę. Na pociechę dodam, że nawet mała zmiana jest lepsza niż żadna.
Powodzenia, ślepa Gienia, kup se trąbkę… itd.
Pozdrawiam i życzę dużo słońca!