Zostań śniadaniowym ninją

Tę  notkę napisałam już jakiś czas temu, kiedy zachciało mi się podzielić ze światem wiedzą, co wymyślić na śniadanie bez chleba. Zawieruszyła mi się, a teraz się odnalazła, więc czytaj na zdrowie.

Zrobić śniadanie z chlebem to żadna filozofia. W sklepach mają tak bogaty wybór dodatków, że moglibyśmy jeść je jeden za drugim przez cały czas i prędzej wypadłyby nam wszystkie zęby od nieustannego żucia, niż skończyłyby się produkty do testowania. I to nawet, jeśli odejmiemy od tego bogaty wybór pysznych past warzywnych, twarożków i jajecznic, do których jednak jakaś tam jedna pajda z masłem nie byłaby od rzeczy.

Chodzi o to, że mnie się nie chce tak codziennie jeść tego chleba. Kalendarz księżycowy mi pokazuje dzień bez chleba. Niby może pokazywać, co chce, ale taki chleb to w sumie mąka,  często jeszcze do tego biała, zasadniczo nic wow super hiper, a jeżeli nie robimy go sami, to więcej niż pewne, że kryje się tam jakaś dziwna domieszka. Niektóre z tych kupnych chlebów smakują, jakby zawierały co najmniej pół kilo cementu i 3/4 tablicy Mendelejewa. Po drugie chleb to schemat, coś, co się je, bo tak, bo od zarania dziejów się tak robi i już, a to budzi chęć przełamania schematu, ot tak, żeby zobaczyć, co jest jeszcze do wyboru, czy na pewno nic mnie nie omija.

No, tylko co można takiego zjeść na śniadanie, spiesząc się do pracy, jedną ręką malując oko, a drugą ubierając dziecko albo szukając czystych gaci? Toż to pewnie masa roboty, cudowanie, a kanapeczki pyk pyk i są.

Może jednak można wymyślić coś ciekawego i szybkiego, na przykład:

  • Owsianka na mleku kokosowym z wiórkami i bananem
  • Kasza jaglana z kakao i daktylami
  • Ryż na mleku z wanilią i truskawkami
  • Płatki jęczmienne z masłem orzechowym i siekanymi orzechami

I tak dalej… Uwierzycie, że to nie wymaga nadludzkiego wysiłku i wystarczy 15 minut? A do tego jeszcze wszystkie są według jednego przepisu, więc jak zrobisz jeden, to już umiesz wszystkie.
Nie wszyscy lubią słodkie śniadania, bo jest tam cukier, ja staram się unikać tego białego, słodzę miodem albo daktylami, można ksylitolem (brzmi jak odmiana azbestu), można stewią, albo nawet niczym, to nie ma być deser, a sam cukier z owoców, które za chwilę dodamy, niektórym już wystarczy. Podobno to kwestia przyzwyczajenia. A chyba skoro można się przyzwyczaić do opcji niejadania nadmiaru białego cukru, który w niczym nie pomaga a za to szkodzi, to jest to opcja godna przemyślenia.

Bierzemy więc:

  • produkt sypki typu płatki owsiane czy jęczmienne, grysik, manna, kasza jaglana itd. Zobacz najpierw, ile to się gotuje, bo na płatki nie potrzebujesz czasu prawie wcale, podczas gdy na kaszę jaglaną przyda się jednak parę minut.
  • coś, w czym to ugotujemy i nie chodzi o garnek. Na przykład mleko, mleko sojowe, kokosowe, migdałowe lub po prostu wodę. Woda z kapką mleka jest równie dobra. Mleko kokosowe = błogość.
  • jakiś owoc, który najlepiej będzie smakował, jeśli dodamy go na końcu, na surowo. Czyli wszelkie jabłka, banany, truskawki, pomarańcze, śliwki itd, co akurat jest na straganie.
  • teraz coś super: dodatki. Ja odkąd czaruję z tymi owsiankami, zawsze mam w domu rodzynki, daktyle, pestki słonecznika, dyni, siekane orzechy, wiórki kokosowe, mogą też być suszone banany, morele, żurawina, dosłownie wszystko, co nam się spodoba na dziale z bakaliami.
  • przyprawy, które dodadzą charakteru, nie zaszkodzi coś korzennego, nawet przyprawa do piernika nieźle wypada, ja polecam cynamon, kakao, imbir, może być masło orzechowe (to słone, bez czekolady), może być czekolada, skórka pomarańczowa i cytrynowa (polecam świeżo starte) dobra jest wanilia, kardamon itd.

W tej potrawie najlepsze jest to, że im więcej wariantów się wypróbowało, tym więcej nowych propozycji następnych kombinacji przychodzi do głowy. Wiele razy spadały nam kapcie, gdy próbowaliśmy kolejnej improwizacji. Szczególnie polecam zestaw z kokosem i bananem, mogę to jeść bez końca, warto też mieć daktyle, są naturalnym słodzikiem.

Robi się to tak:

  1. Dzień wcześniej bierzemy sypki składnik, jaki tam wybraliśmy – na przykład płatki owsiane – i sypiemy do jakiegoś naczynia typu miseczka czy garnuszek tyle, żeby wystarczyło. Na jedną osobę około pół szklanki płatków. Zalewamy wodą na noc lub przynajmniej na jakieś pół godzinki przed gotowaniem. To taki magiczny trik. Dzięki temu rano będziemy krócej to gotować. Ma być tyle wody, żeby przykryło, ale żeby nie pływało.
  2. Rano wlewamy do garnka z pół szklanki mleka, wody lub mleka z wodą i zagotowujemy. W trakcie dalszego przygotowywania patrzymy, czy płynu nie zrobiło się za mało, bo może trzeba będzie jeszcze dodać, a może nie. ja najbardziej lubię, żeby ta owsianka jednak miała trochę zdecydowania w sobie, nie lejąca zupa mleczna, tylko taki gęsty budyń. I dobrze doprawiony.
  3. Wrzucamy do tego nasze płatki czy kaszę. Zmniejszamy ogień i często mieszamy, podczas gdy nasze śniadanko wesoło się pyrta i wypełnia kuchnię pięknym śniadaniowym aromatem. Ile ma się gotować – to już zależy, co wrzuciliśmy, ale jeśli jest to owsianka po porządnym namoczeniu, to dosłownie wystarczy minuta. Pamiętaj, żeby kasze i ryże gotować dłużej – najlepiej tyle, ile jest napisane na opakowaniu albo w internecie i jeszcze na koniec dać im odpocząć parę minut pod przykryciem, żeby wciągnęły resztę płynu. Praktyka czyni mistrza.
  4. Podczas gdy się gotuje, dorzucamy też bakalie. Jeśli dodamy je wcześniej, może z nich wiele nie zostać, ale wzbogacą smak potrawy, jeśli później, będzie na czym ząb zawiesić. Kwestia gustu. Tak samo jak cała reszta tej potrawy, dlatego warto popróbować, porobić kilka swoich wersji, bo na pewno szybko znajdzie się jakiś rewelacyjny, wymarzony wariant, przywodzący na myśl wakacje w tropikach.
  5. Na koniec oczywiście dodajemy owoce pokrojone w drobne kawałeczki, czyli w przypadku tych kokosowych płatków owsianych genialny jest banan, przychodzi mi do głowy też ananas, można by spróbować. Pinacolada na śniadanie i jeszcze jaka zdrowa.

Całość długo się może czyta, ale nie zajmie więcej niż wrzucenie płatków i bakalii do garnka, zamieszanie parę razy i pokrojenie owoców. Na serio, wszystko zależy od tego, co masz w lodówce. Jak masz tam tylko puszkę z pasztetem i stary dżem, to wiele nie wymyślisz, więc zrób sobie listę zakupów i jedziesz z tematem. Pamiętaj też, żeby się przyłożyć. Trywialna rada, ale naprawdę włożenie serca odróżnia standardowe normalne śniadanie od superzajebistego porannego rytuału. Przygotowując jedzenie możesz myśleć, jakie ono jest dobre, zdrowe, jak ładnie wygląda i jak zaraz będzie Ci smakowało. Wrzuć sobie tam garść więcej tych dodatków, które najbardziej lubisz, a których nigdy nie dajesz, bo są drogie. Spraw sobie taką poranną przyjemność, skoro i tak już musisz coś zjeść, bo musisz, jeśli nie chcesz stać się zombiakiem. I jeszcze coś: nie zaczynaj dnia od chaotycznej bieganiny i robienia jednocześnie dziesięciu rzeczy. Niech Twoje śniadanie będzie chwilą spokoju, takim jakby momentem na zebranie myśli i wzięcie rozpędu przed aktywnym dniem. Jedz i nie rób nic poza jedzeniem, bez pośpiechu, bez patrzenia jednym okiem w TV, a drugim w gazetę. Lepiej się strawi, składniki lepiej się wchłoną, a Ty będziesz cieszyć się przez cały dzień lepszym samopoczuciem. (Chyba, że wyjdziesz na dwór, a tam samochód ci nie odpali, jesteś spóźniona i pada, jeszcze zadzwonił szef i drze japę. Ale przynajmniej śniadanie było dobre, więc nie jest źle;))

IMG_0238

IMG_0039

Smacznego:)

 

2 uwagi do wpisu “Zostań śniadaniowym ninją

    • Papryczka;) przeczytałam co wkleiłaś, akurat idealne dla mnie bo ostatnio temat żywienia bardzo mnie zaczął interesować:] widzę że w necie jest masa przepisów, dzięki którym można ograniczyć pszenicę, moje owsianki też się nadadzą:) z czasem jak się nawyki zmieniają to już nie jest takie dziwne jak na początku, są inne rzeczy w lodówce, inne ulubione przepisy i się żyje. tylko że ja to muszę wciąż stopniowo się przestawiać, bo pomysł, że miałabym na przykład do końca życia nie zjeść pizzy na mieście jest jak na razie nie do zniesienia;( 😀

Dodaj komentarz